Bogusław Sonik Poseł na Sejm RP

Bogusław Sonik
Poseł na Sejm RP

Jeszcze kilka lat temu Polacy byli bardziej przychylnie nastawieni do Unii Europejskiej. Teraz, jeśli wierzyć sondażom, zaufanie do Unii systematycznie spada. W jego miejscu pojawia się sceptycyzm i nawet niechęć. Dlaczego? Bo Unia, mityczna Bruksela zaczynają się kojarzyć z utrudnieniami, barierami, absurdami, szkodliwymi  pomysłami. To niebezpieczne zjawisko, bo o ile Unia Europejska nie jest tworem doskonałym, o tyle bez niej sytuacja będzie jeszcze trudniejsza i gorsza dla nas. 

Skąd bierze się taka postawa? W dużej mierze wynika to z istnienia pewnych mitów na temat Unii. A także sposobu informowania o jej funkcjonowaniu. O ile jesteśmy na ogół dobrze informowani o zagrożeniach – np. pomysłach typu dyrektywa tytoniowa, groźbie utrudnienia prawnego wydobywania gazu łupkowego itd. , o tyle nie docierają do nas często wiadomości o końcowych rozwiązaniach tych problemów. Które często – jak w przypadku na przykład łupków – są dla nas korzystne.

PIĘĆ SZKODLIWYCH MITÓW

1.         MIT ABSURDU

To przysłowiowe zakrzywione banany, czy marchewki uznane za owoc. Nikt jednak nie wyjaśnił, że to nie głupota eurokratów, ale realne interesy krajów członkowskich. W przypadku marchewek chodziło wyłącznie o definicję pozwalającą Portugalczykom sprzedawać w innych krajach ich flagowy dżem marchewkowy.  Podobnie było  ze ślimakami, uznanymi za „ryby śródlądowe”. W tym wypadku chodziło o dofinansowanie dla francuskich hodowców ślimaków. Tak więc za większością tych absurdów stoi realna ocena sytuacji. Rolą europosłów jest szukanie odpowiedzi na pytanie czy rzeczywiście nowe prawo uzdrowi sytuację. Trzeba wiedzieć  kto na tym zyska, a kto straci. 

2.         MIT NIEOMYLNOŚCI I BEZINTERESOWNOŚCI

Parlament Europejski (podobnie jak parlamenty narodowe) jest terenem ścierania się  różnych poglądów i różnych interesów. Nie ma w tym nic złego, to naturalny mechanizm demokracji. Np. lobby prozdrowotne najchętniej wprowadziłoby całkowity zakaz palenia papierosów, wędzenia, wydobywania paliw kopalnych, a najlepiej jeszcze jazdy samochodami. Ale sprzeciwiają się temu  zwolennicy osobistej odpowiedzialności uważający, że każdy człowiek ma prawo do wyboru stylu życia i PE nie może w to ingerować. W tym samym czasie ekonomiści obliczają, ile przemysł danego kraju (regionu) zyska lub straci miejsc pracy w wyniku proponowanych rozwiązań.

W PE funkcjonują lobbyści oficjalni i nieoficjalni. Zasypują posłów analizami i badaniami najczęściej zresztą prawdziwymi, choć jednostronnymi. Ale swoistym „lobbystami” konkretnych rozwiązań są także sami posłowie ponieważ działają w imieniu interesów swoich wyborców lub szczerze wierząc w zbawienne skutki danego prawa. Unia nie jest terenem zarezerwowanym dla aniołów – w Brukseli toczy się normalna, ale na szczęście wysoce ucywilizowana gra polityczna. Trzeba znać reguły, by skutecznie załatwiać nasze sprawy. Unia nie jest nieomylna. Zdarza się, że z Komisji czy z PE wychodzą knoty, a jednak są to przypadki rzadkie i najczęściej zawinione, czyli niedopilnowane.

 3.         MIT BEZRADNOŚCI

Słyszymy czasem, że w starciu z Brukselą nic się nie da zrobić, bo jesteśmy za słabi.  Paradoksalnie takie pesymistyczne podejście wydaje się lustrzanym odbiciem radosnego euroentuzjazmu. Bo jedno i drugie prowadzi do identycznych skutków. Wedle entuzjastów wszystko, co spłynie z Brukseli jest doskonałe i niepodlegające dyskusji. Tymczasem z unijnymi pomysłami należy dyskutować ponieważ nasze stanowisko wyraża nie tylko nasze interesy ale również nasze doświadczenia. Są one tak samo prawomocne, jak doświadczenia francuskie, brytyjskie czy niemieckie. A naszym interesom należy się taka sama ochrona, jak interesom naszych partnerów, nawet jeśli to oni zakładali Unię, a my do nich dołączyliśmy dopiero 10 lat temu. Nie mamy żadnych powodów do kompleksów. Radzimy sobie w Brukseli coraz lepiej w treningu skutecznej asertywności, która działa na korzyść wszystkich, całej Europy. I jesteśmy w stanie wygrać bitwy – na przykład tę, także  moją a osobistą o gaz łupkowy.

 4.         MIT HERMETYCZNOŚCI

Zarówno Komisja jak Parlament Europejski są miejscami gdzie panują swoiste kody porozumiewania się, procedury bywają zawiłe i trudne do opanowania. Wyjaśnienie tego jest proste: każda instytucja, tworzy  z czasem swój język, zwyczaje, swój „sposób bycia”. A na ten naturalny mechanizm nakłada się jeszcze rozległa biurokracja spowodowana w dużej mierze nadmierną ostrożnością. W tej sytuacji chcąc mieć realny wpływ na decyzje trzeba przestrzegać kilku elementarnych zasad.  – Po pierwsze konieczna jest ścisła, stała i  zorganizowana współpraca na linii europosłowie – rząd. Do gabinetów ministrów spływają bowiem propozycje nowych rozwiązań, których posłowie często nie znają. A jeśli znają, to następstw nie są w stanie ocenić bez zaplecza właściwego ministerstwom. Po drugie, konieczna jest komunikacja na linii europosłowie – organizacje konsumenckie, przemysł oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. By bronić swych interesów nasi przedsiębiorcy – duzi i mali – muszą organizować się  tak by stale monitorować nowe propozycje legislacyjne – radzi Bogusław Sonik.

5.         MIT WŁADZY NADMIERNEJ I BRAKU ZNACZENIA

Jedni uważają, że całe prawo unijne tworzone jest przez europosłów, inni – przeciwnie – że Parlament Europejski nie ma większego znaczenia. Tak czy owak PE jest łatwym chłopcem do bicia. Dobrze więc wiedzieć, że mniej więcej połowa całego naszego prawa jest tworzona i głosowana w PE. Jednak nie wszystkie akty prawne Unii trafiają do Parlamentu. Niestety zresztą. Bo parlamentarne debaty pozwalają  wychwycić sporo błędów lub przynajmniej na czas zaalarmować opinię publiczną. W ciszy gabinetów zapadają decyzje przyjęte w wewnętrznej procedurze Komisja – Rada Europejska. Jeżeli polski urzędnik zaniedba czy zlekceważy procedurę lub źle oceni skutki zmian prawnych to o korektę po czasie jest niezmiernie trudno. Dodajmy, że proces legislacji trwa bardzo długo, zazwyczaj znacznie dłużej niż kadencja rządu czy parlamentu. Od pierwszego sygnału, poprzez grupy robocze z udziałem krajów członkowskich a potem konsultacje społeczne, do gotowego projektu może minąć wiele lat.

W państwach, gdzie rządy się często zmieniają tylko media mogą kontrolować i monitorować stan prac.

Obywatele, wbrew obiegowej opinii, chcą wiedzieć, chcą być informowani o tym, co się dzieje w Brukseli.