Bogusław Sonik Poseł na Sejm RP

Bogusław Sonik
Poseł na Sejm RP

8 sierpnia 2012, 13:00

Próba odsunięcia przed upływem kadencji prezydenta jest w państwie demokratycznym czymś wyjątkowym i raczej niezbyt szczęśliwym rozwiązaniem ustrojowym. Taka próba nastąpiła właśnie w Rumunii i nie powiodła się. Usunięty od władzy przed miesiącem przez większość parlamentarną prezydent Traian Basescu obronił się w referendum. Wcześniej rządowi nie powiodła się próba zmiany konstytucji – zmiany która pozwoliłaby odwołać głowę państwa przy frekwencji mniejszej niż 50 proc. Nie udało się to dzięki skutecznym naciskom Unii Europejskiej. Premier, Victor Ponta, musiał tłumaczyć się ze swoich zamierzeń przed Komisja Europejską, a z części z nich zrezygnować. Ten przykład pokazuje, że sytuacja w Rumunii jest pod lupą Unii. I tłumaczy zainteresowanie Brukseli, a także stolic europejskich tą sytuacją.

Kolejne etapy przesilenia politycznego w Rumunii w ostatnich miesiącach przypomina „Le Monde”. Włącznie z ostatnim akordem: tylko 46 proc. uprawnionych do głosowania wzięło udział w niedzielnym referendum, więc mimo, że miażdżąca większość spośród nich opowiedziała się za destytucją prezydenta, ten zostanie przywrócony na urząd. Wszelako to nie kończy problemu. Jak pisze „Le Monde”, nie należy się spodziewać nagłego przypływu kultury politycznej w obu wrogich obozach politycznych, a zatem trudności są jeszcze przed nami. W konkluzji czytamy: „Wobec powiększających się obaw co do zdolności Rumunii do pełnego przyjęcia europejskich wartości i kryteriów, Bruksela i państwa członkowskie muszą koniecznie wzmóc presję na Rumunię, jak to miało miejsce w przypadku Węgier, ażeby przywołać jej klasę polityczną do porządku” (L’UE et le casse-tête de la politique roumaine, 31.07.2012).

Mocno powiedziane. Wydaje się, że bliższa prawdy o Rumuni i Węgrzech (a w domyśle o byłej Europie Środkowej, od niedawna w Unii, nie dojrzałej jeszcze do demokracji) jest debata we „France24”. Jej uczestnicy, nie potępiając przecież Komisji za ostrzeżenia skierowane pod adresem Budapesztu i Bukaresztu, starają się rozróżniać pomiędzy słowami a czynami; podkreślają znaczenie komunistycznej przeszłości (np. zwracają uwagę, że Victor Ponta, nazywany na Zachodzie politykiem socjalistycznym, jest w istocie spadkobiercą partii komunistycznej) i zwracają uwagę na rolę kultury politycznej i społeczeństwa obywatelskiego dla funkcjonowania mechanizmów demokratycznych. Wato obejrzeć: http://www.france24.com/fr/20120731-debat-roumanie-traian-basescu-hongrie-viktor-orban-union-europeenne-partie1.

Ciekawą analizę sytuacji w Rumunii daje „Le Figaro”. Zachowując krytyczny dystans do obu stron konfliktu dziennik, mimo to, konkluduje: „Jego [prezydenta Basescu] silna osobowość nie powinna jednak przesłaniać prawdziwej stawki tego kryzysu: podważenia oligarchicznego systemu odziedziczonego po czasach transformacji ustrojowej, to znaczy systemu kontroli instytucji i aparatu państwa przez nową klasę przedsiębiorców, którzy wzbogacili się w niejasnych okolicznościach w momencie przejścia do gospodarki rynkowej. I trzeba przyznać, że mimo zachęt ze strony Brukseli, walka z korupcją na wielką skalę pozostawała bez efektów aż do czasu objęcia władzy przez Basescu” (http://www.lefigaro.fr/international/2012/07/29/01003-20120729ARTFIG00221-les-roumains-ont-decide-du-sort-de-leur-president.php).

Źródło: Blog Bogusława Sonika, 9 sierpnia 2012