Bogusław Sonik Poseł na Sejm RP

Bogusław Sonik
Poseł na Sejm RP

16 lipca 2012, 11:45

Sekwencja  wydarzeń w polityce rumuńskiej, poczynając od kwietnia, coraz bardziej niepokoi Unię. Przypomnijmy podstawowe fakty.

Pod koniec kwietnia następuje zmiana większości parlamentarnej, w konsekwencji czego centro-prawicową koalicję rządzącą zastępuje koalicja centro-lewicowa, Unia Socjal-Liberalna, a premierem zostaje szef Partii Socjal-Demokratycznej, Victor Ponta. Prezydentem jest wtedy, ciągle jeszcze, Traian Basescu, przedstawiciel centro-prawicy. Wkrótce nowa większość parlamentarna uruchamia procedurę odwołania prezydenta, przewidzianą na okoliczność zdarzeń nadzwyczajnych, m.in. ciężkiego pogwałcenia przez głowę państwa konstytucji. Parlament składa z urzędu prezydenta, a jego miejsce zajmuje nowy przewodniczący Senatu, Crin Antonescu. Decyzja o złożeniu z urzędu prezydenta musi być jeszcze potwierdzona przez referendum, które odbędzie się 29 lipca.

Dotąd wszystko dokonuje się legalnie, ale opozycja bije na alarm, że przygotowywane jest coś na kształt legalnego zamachu stanu. Dlaczego? Bo nowa większość parlamentarna – niezależnie od nieprzekonującego uzasadnienia decyzji o odsunięciu Besescu – bardzo szybko po utworzeniu rządu  przeprowadza czystkę na wielu kluczowych stanowiskach i ustanawia nowe reguły. W ten sposób – powiada opozycja – USL zmierza do monopolu władzy. Czystka dotyczy przewodniczących obu izb parlamentu (obaj reprezentowali poprzednią centro-prawicową większość), rzecznika praw obywatelskich, kierownictwa Rumuńskiego Instytutu Kulturalnego, telewizji publicznej i archiwów państwowych.

Zaś nowe reguły to uszczuplenie uprawnień Sądu Konstytucyjnego oraz zmiana zasad referendum. Ta ostatnia dokonana zostaje dekretem rządu, co samo w sobie jest wątpliwe z prawnego punktu widzenia. W każdym razie odtąd wynik referendum będzie wiążący niezależnie od ilości głosujących (od 2010 roku obowiązywała zasada, że w głosowaniu musi wziąć udział przynajmniej połowa uprawnionych). Sąd Konstytucyjny unieważnił wspomniany dekret, ale rząd upiera się, że dekret jest, mimo to, ważny.

Na tle tej sekwencji wydarzeń doszło w miniony czwartek do wizyty szefa rumuńskiego rządu w Brukseli dla złożenia wyjaśnień. Jak pisze „Agence Europe”, te wyjaśnienia były mało satysfakcjonujące dla przedstawicieli Unii: „Naszą troską, powiedział Herman Van Rompuy, jest upewnić się >>co do respektowania konstytucji rumuńskiej – tak co do litery, jak i co do jej ducha<<. Po spotkaniu z Victorem Pontą Hermann Van Rompuy nakłaniał swojego gościa do zastosowania >>wszystkich zaleceń<< Komisji i do wejścia w >>konstruktywny dialog<< z nią. Przypominając >>swój głęboki niepokój<< przewodniczący Rady powiedział, że ufa w to, że >>rząd rumuński jest w pełni świadomy wagi stawki, o jaką chodzi<< (Victor Ponta sous pression à Bruxelles, 13.07.2012). W języku dyplomacji znaczy to, że przewodniczący Rady obawia się, że rząd rumuński nie jest tej stawki świadomy.

Tymczasem w Rumunii tymczasowy prezydent wygłosił oświadczenie, w którym stanowczo odrzuca presję zagranicy w sprawach wewnętrznych swojego kraju, o czym informuje „Le Nouvel Observateur” (http://tempsreel.nouvelobs.com/monde/20120713.AFP2762/roumanie-le-president-interimaire-rejette-tout-ordre-de-l-etranger.html).

Jak z tego wynika, jeśli by chcieć utrzymać się w ryzach języka dyplomacji, trzeba byłoby powiedzieć, że „konstruktywny dialog” Bukaresztu z Brukselą, do którego namawia Van Rompuy, będzie  najeżony trudnościami.

Źródło: Blog Bogusława Sonika, 16 lipca 2012