W nowej perspektywie finansowej mamy do zagospodarowania aż 6,3 mld euro na inwestycje w energetykę i ochronę środowiska. Jeśli uda się je wydać, będzie cud.
Dlaczego? Bo w związku z rozporządzeniami, które chce przyjąć Komisja Europejska, łatwiej stawiać dziś tezę, że pieniądze przepadną, niż że uda się je wydać. Wszystko przez unijną biurokrację.
W projekcie nowego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014–2020 przygotowanego przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju zapisano, że z tych pieniędzy wspierane będą przejście na gospodarkę niskoemisyjną, poprawa efektywności energetycznej, produkcja energii z odnawialnych źródeł, budowa sieci ciepłowniczych i ograniczanie emisji do zakładów przemysłowych poprzez zmianę technologii produkcji.
Jak dotąd polskie elektrociepłownie oraz ciepłownie mogły otrzymać dofinansowanie zarówno ze środków unijnych, jak i krajowych, w ramach pomocy regionalnej. Jako jedna z form pomocy publicznej UE ma zachęcać do inwestycji, tworzenia miejsc pracy czy też zakładania nowych przedsiębiorstw. Jednak ze względu na to, że pomoc publiczna może naruszać zasady konkurencji, jest ona pod nadzorem organów unijnych i przyznawana jest firmom na ściśle określonych warunkach. Teraz zasady jej udzielania mają się zmienić.
KE wydała w czerwcu wytyczne i przygotowała projekt rozporządzenia, w których zapisano, że udzielanie pomocy regionalnej w tym sektorze jest niedozwolone. Jedyną formą wsparcia pozostanie finansowanie w ramach pomocy horyzontalnej na ochronę środowiska.
– Mówiąc najprościej, nowe zasady, które chce przyjąć Komisja, utrudnią inwestycje. Bo projekty ekologiczne w przemyśle, także w sektorze energetycznym, będą mogły otrzymać minimalne wsparcie ze środków unijnych i krajowych – ostrzega europoseł PO Bogusław Sonik.
czytaj więcej w: