25 maja 2012, 12:15
Z braku porozumienia w sprawie euro-obligacji, Unia jest na dobrej drodze do porozumienia w sprawie sposobów finansowania kilku wielkich infrastrukturalnych projektów trans-europejskich. Komisja Europejska ma wyłożyć 230 mln euro, co ma zachęcić kapitał prywatny do zainwestowania swoich pieniędzy, autorzy tej koncepcji spodziewają się uskładania sumy 4,5 mld euro. Porozumienie musi być jeszcze zatwierdzone przez państwa członkowskie, a potem przyjęte w głosowaniu przez Parlament Europejski. Pomysłodawcy mówią, że te wielkie inwestycje (np. w transporcie i w sektorze energetycznym) będą bodźcem dla ożywienia wzrostu gospodarczego i zatrudnienia. Ale są też i sceptycy. „Le Monde” przytacza opinię szefa frakcji liberałów w PE, Guy’a Verhofstadta, który właściwie wyśmiał planowaną skalę przedsięwzięcia: „Na stole leży tylko 230 mln euro, to żałosne. Główna batalia w Radzie [Europejskiej] przeciwstawia sobie teraz tych, którzy chcą, aby ten instrument był użyty tylko raz i tych, którzy chcą, żeby był używany wiele razy. To nieadekwatne [do potrzeb] i żałosne. Z 230 milionami nie zmienimy czegokolwiek. Potrzebne są dużo większe kwoty, mówi się o 1 bilionie euro” (http://www.lemonde.fr/economie/article/2012/05/22/accord-au-sein-de-l-ue-pour-financer-des-grands-travaux_1705593_3234.html).
Jak widać, tu też mamy spór, mimo wypracowania przez duńską prezydencję porozumienia co do zasady. Jednak znacznie poważniejszy jest spór dotyczący euro-obligacji. Dzisiaj, na nieformalnym szczycie przywódców państw i rządów w Brukseli, pierwszym z udziałem nowego prezydenta Francji, François Hollande’a, ta kwestia będzie prawdopodobnie jednym z najważniejszych tematów. Taki jest w każdym razie klimat komentarzy przed tym spotkaniem. „Les Echos” piszą, że idea euro-obligacji pomału toruje sobie drogę oraz że w efekcie przyłączania się nowych osobistości (np. włoskiego premiera, Mario Monti’ego, skądinąd zwolennika oszczędności budżetowych) do tej idei, stanowisko pani kanclerz Merkel staje się izolowane. Wydaje się, pisze dziennik, że znaleziony zostanie jakiś kompromis. Jeśli euro-obligacje zostaną wprowadzone, to powoli i ostrożnie – tak żeby nie rozmontować polityki dyscypliny budżetowej. „Les Echos”: „Wprowadzenie w życie takiego instrumentu jest >>kwestią wypracowania odpowiedniego kalendarza<<, powiedział Günter Oettinger [komisarz UE ds energii]. Podobne ostrzeżenie padło ze strony austriackiego kanclerza. Według niego >>chodzi o projekt długofalowy, którego nie da się zrealizować w ciągu dwóch lub trzech najbliższych lat<<. A przede wszystkim >>wiarygodna dyscyplina budżetowa jest absolutnym warunkiem stworzenia euro-obligacji<<” (http://www.lesechos.fr/economie-politique/monde/actu/0202076795702-euro-obligations-l-idee-d-une-feuille-de-route-fait-son-chemin-parmi-les-europeens-326205.php)